Kitobni o'qish: «Zaręczona »
przekład: Michał Głuszak
O autorce
Morgan Rice jest autorką bestselerowej serii 11-stu książek o wampirach WAMPIRZE DZIENNIKI (kolejne w przygotowaniu), skierowanej do młodego czytelnika; bestselerowej serii thrillerów post-apokaliptycznych THE SURVIVAL TRILOGY, złożonej z dwóch książek (kolejne w przygotowaniu) i bestselerowej serii fantasy KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA, obejmującej trzynaście książek (kolejne w przygotowaniu).
Powieści Morgan są dostępne w wersjach audio i drukowanej, a przekłady książek są dostępne w języku niemieckim, francuskim, włoskim, hiszpańskim, portugalskim, japońskim, chińskim, szwedzkim, holenderskim, tureckim, węgierskim, czeskim i słowackim (w przygotowaniu tłumaczenia w innych językach).
Morgan chętnie czyta wszelkie wiadomości od was. Zachęcamy zatem do kontaktu z nią za pośrednictwem strony www.morganricebooks.com, gdzie będziecie mogli dopisać swój adres do listy emaili, otrzymać bezpłatną wersję książki i darmowe materiały reklamowe, pobrać bezpłatną aplikację, otrzymać najnowsze, niedostępne gdzie indziej wiadomości, połączyć się poprzez Facebook i Twitter i po prostu pozostać w kontakcie!
Wybrane komentarze Wampirzych Dzienników
Rice udaje się wciągnąć czytelnika w akcję już od pierwszych stron, wykorzystując genialną narrację wykraczającą daleko poza zwykłe opisy sytuacji… PRZEMIENIONA to dobrze napisana książka, którą bardzo szybko się czyta,
– Black Lagoon Reviews (komentarz dotyczący Przemienionej)
Idealna opowieść dla młodych czytelników. Morgan Rice zrobiła świetną robotę budując niezwykły ciąg zdarzeń… Orzeźwiająca i niepowtarzalna. Skupia się wokół jednej dziewczyny… jednej niezwykłej dziewczyny! Wydarzenia zmieniają się w wyjątkowo szybkim tempie. Łatwo się czyta. Zalecany nadzór rodzicielski.
– The Romance Reviews (komentarz dotyczący Przemienionej)
Zawładnęła moją uwagą od samego początku i do końca to się nie zmieniło… To historia o zadziwiającej przygodzie, wartkiej i pełnej akcji od samego początku. Nie ma tu miejsca na nudę.
– Paranormal Romance Guild (komentarz dotyczący Przemienionej)
Kipi akcją, romansem, przygodą i suspensem. Sięgnij po nią i zakochaj się na nowo.
– vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)
Wspaniała fabuła. To ten rodzaj książki, którą ciężko odłożyć w nocy. Zakończona tak nieoczekiwanym i spektakularnym akcentem, iż będziesz natychmiast chciał kupić drugą część, tylko po to, aby zobaczyć, co będzie dalej.
– The Dallas Examiner (komentarz dotyczący Kochany)
Rywal ZMIERZCHU oraz PAMIĘTNIKÓW WAMPIRÓW. Nie będziesz mógł oprzeć się chęci czytania do ostatniej strony. Jeśli jesteś miłośnikiem przygody, romansu i wampirów to ta książka jest właśnie dla ciebie!
– Vampirebooksite.com (komentarz dotyczący Przemienionej)
Morgan Rice udowadnia kolejny już raz, że jest szalenie utalentowaną autorką opowiadań… Jej książki podobają się szerokiemu gronu odbiorców łącznie z młodszymi fanami gatunku fantasy i opowieści o wampirach. Kończy się niespodziewanym akcentem, który pozostawia czytelnika w szoku.
– The Romance Reviews (komentarz dotyczący Kochany)
Książki autorstwa Morgan Rice
KRÓLOWIE I CZARNOKSIĘŻNICY
POWRÓT SMOKÓW (CZĘŚĆ #1)
POWRÓT WALECZNYCH (CZĘŚĆ #2)
KRĄG CZARNOKSIĘŻNIKA
WYPRAWA BOHATERÓW (CZĘŚĆ 1)
MARSZ WŁADCÓW (CZĘŚĆ 2)
LOS SMOKÓW (CZĘŚĆ 3)
ZEW HONORU (CZĘŚĆ 4)
BLASK CHWAŁY (CZĘŚĆ 5)
SZARŻA WALECZNYCH (CZĘŚĆ 6)
RYTUAŁ MIECZY (CZĘŚĆ 7)
OFIARA BRONI (CZĘŚĆ 8)
NIEBO ZAKLĘĆ (CZĘŚĆ 9)
MORZE TARCZ (CZĘŚĆ 10)
ŻELAZNE RZĄDY (CZĘŚĆ 11)
KRAINA OGNIA (CZĘŚĆ 12)
RZĄDY KRÓLOWYCH (CZĘŚĆ 13)
PRZYSIĘGA BRACI (CZĘŚĆ 14)
SEN ŚMIERTELNIKÓW (CZĘŚĆ 15)
POTYCZKI RYCERZY (CZĘŚĆ 16)
ŚMIERTELNA BITWA (CZĘŚĆ 17)
THE SURVIVAL TRILOGY
ARENA ONE: SLAVESRUNNERS (Book #1)
ARENA TWO (Book #2)
WAMPIRZE DZIENNIKI
PRZEMIENIONA (Część Pierwsza)
KOCHANY (Część Druga)
ZDRADZONA (Część Trzecia)
PRZEZNACZONA (Część 4)
POŻĄDANA (Część 5)
ZARĘCZONA (Część 6)
ZAŚLUBIONA (Część 7)
ODNALEZIONA (Część 8)
WSKRZESZONA (Część 9)
UPRAGNIONA (Część 10)
NAZNACZONA (Część 11)
Posłuchaj cyklu Wampirze Dzienniki w formacie audio!
Copyright © 2012 Morgan Rice
Wszelkie prawa zastrzeżone. Poza wyjątkami dopuszczonymi na mocy amerykańskiej ustawy o prawie autorskim z 1976 roku, żadna część tej publikacji nie może być powielana, rozpowszechniana, ani przekazywana w jakiejkolwiek formie lub w jakikolwiek sposób, ani przechowywana w bazie danych lub systemie wyszukiwania informacji bez wcześniejszej zgody autora.
Niniejsza publikacja elektroniczna została dopuszczona do wykorzystania wyłącznie na użytek własny. Nie podlega odsprzedaży ani nie może stanowić przedmiotu darowizny, w którym to przypadku należy zakupić osobny egzemplarz dla każdej kolejnej osoby. Jeśli publikacja została zakupiona na użytek osoby trzeciej, należy zwrócić ją i zakupić własną kopię. Dziękujemy za okazanie szacunku dla ciężkiej pracy autorki publikacji.
Niniejsza praca jest dziełem fikcji. Wszelkie nazwy, postaci, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autorki. Wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest całkowicie przypadkowe i niezamierzone.
Na okładce: Jennifer Onvie. Fotograf: Adam Luke Studios, Nowy Jork. Makijaż: Ruthie Weems. Kontakt: Morgan Rice.
FAKT:
Szczucie psami niedźwiedzia było powszechną formą rozrywki w szekspirowskim Londynie. Zwierzę przywiązywano do pala, a następnie spuszczano z uwięzi dzikie psy. Robiono zakłady, kto wygra. Miejsce przeznaczone na tego typu rozrywkę znajdowało się w pobliżu szekspirowskiego teatru. Rzesze nieokrzesanych kibiców odwiedzały następnie teatr, by obejrzeć sztukę.
W czasach Szekspira ludzie, którzy odwiedzali jego teatr nie należeli ani do elit, ani też nie grzeszyli wytwornością. Wręcz przeciwnie. Byli to w większości prostacy, prymitywna część plebsu, która gromadziła się tam dla rozrywki, płacąc jedynie pensa za wstęp. Za tę cenę musieli oglądać całą sztukę na stojąco, – dzięki czemu przywarło do nich określenie groundlings.
Szekspirowski Londyn był miastem cywilizowanym – ale również na wskroś barbarzyńskim. Powszechnym zjawiskiem były publiczne egzekucje i uliczne tortury zadawane różnym przestępcom. Wejście do najsłynniejszego traktu w Londynie – Mostu Londyńskiego – często zdobiły ścięte głowy złoczyńców zatknięte na pikach.
Dżuma (znana również pod nazwą Czarnej Śmierci) uśmierciła miliony osób w całej Europie, wielokrotnie zadając cios Londynowi na przestrzeni wieków. Szerzyła się w miejscach nieznających higieny, zamieszkiwanych przez tłumy ludzi, dlatego też najsilniej dała się we znaki dzielnicy, w której znajdował się szekspirowski teatr. Musiały minąć wieki, zanim odkryto, że zarazę przenosiły pchły żyjące na szczurach.
− Przyjdź, ciemna nocy! Przyjdź, mój dniu w ciemności!
To twój blask, o mój luby, jaśnieć będzie
Na skrzydłach nocy, jak pióro łabędzie
Na grzbiecie kruka. Wstąp, o, wstąp w te progi!
Daj mi Romea, a po jego zgonie
Rozsyp go w gwiazdki! A niebo zapłonie
Tak, że się cały świat w tobie zakocha,
I czci odmówi słońcu.
--William Shakespeare, Romeo i Julia
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Londyn, Anglia
(wrzesień, 1599)
Caleb obudził się na dźwięk dzwonów.
Usiadł wyprostowany i rozejrzał się wokół, ciężko dysząc. Śnił o Kyle’u, o pościgu za nim, o Caitlin wyciągającej błagalnie dłoń. Byli na polu pełnym nietoperzy, nad którym wznosiło się krwistoczerwone słońce, a wszystko zdawało się takie rzeczywiste.
Rozglądając się, próbował ustalić, czy to wszystko było naprawdę, czy też rzeczywiście obudził się już, w przeszłości. Po kilku sekundach wsłuchiwania się w swój oddech, bicie serca, panującą ciszę, kiedy poczuł chłodne, wilgotne powietrze, uświadomił sobie, że to wszystko było snem. Że naprawdę się obudził.
Zorientował się, że siedzi wyprostowany w otwartym sarkofagu. Rozejrzał się po ciemnym, ogromnym pomieszczeniu i zauważył kilka innych sarkofagów. Strop był niski, sklepiony, poprzecinany szczelinami pełniącymi rolę okien, przez które sączyło się odrobinę słonecznego światła. Wystarczyło jednak, by móc przyjrzeć się otoczeniu. Zmrużył oczy przed oślepiającym blaskiem, sięgnął do kieszeni po krople i, zadowolony, że wciąż tam są, wkropił je do oczu. Powoli ból ustąpił i mógł się rozluźnić.
Jednym ruchem podskoczył i stanął na nogach, obrócił się na pięcie, rozważając swoją sytuację. Nadal miał się na baczności, nie chcąc ulec jakiemuś atakowi, ani wpaść w zasadzkę zanim całkowicie nie rozeznał się w swojej sytuacji. W pomieszczeniu nie było jednak nic, ani nikogo. Tylko cisza. Zwrócił uwagę na antyczne, kamienne podłogi, mury, niewielki ołtarz z krzyżem i zgadywał, że znajdował się w kościelnej krypcie.
Caitlin.
Obrócił się dokoła ponownie, szukając jakichkolwiek jej oznak. Podszedł pospiesznie do najbliższego sarkofagu. Odczuwał ponaglający go niepokój. Używając wszystkich sił, zerwał z niego pokrywę.
Serce zabiło mu mocniej – miał nadzieję, że ją tam znajdzie. W następnej chwili poczuł zawód. Sarkofag był pusty.
Zaczął pospiesznie sprawdzać każdy sarkofag, spychając z nich pokrywy, ale wszystkie okazały się puste.
Czuł narastającą w nim rozpacz. Odepchnął ostatnią pokrywę z taką siłą, że spadła na dół i roztrzaskała się na tysiące drobnych kawałów. Miał złe przeczucie, że i ten sarkofag będzie pusty – i miał rację. Caitlin nie było nigdzie w krypcie. Kiedy w końcu to sobie uświadomił, oblał go zimny pot. Gdzie w takim razie była?
Myśl o tym, że cofnął się w czasie bez Caitlin, przyprawiła go o dreszcze. Zależało mu na niej bardziej, niż potrafił to wyrazić i bez niej u swego boku, jego życie, jego misja stawały się bezcelowe.
Nagle coś sobie przypomniał. Sięgnął do kieszeni, by sprawdzić, czy nadal miał to przy sobie. Na szczęście miał. Ślubną obrączkę jego matki. Podniósł ją do światła i z zachwytem przyjrzał się sześciokaratowemu szafirowi, idealnie przyciętemu, przytwierdzonemu do obrączki zdobionej diamentami i rubinami. Nie znalazł jeszcze odpowiedniej chwili, by oświadczyć się Caitlin. Tym razem jednak był zdecydowany to zrobić.
Jeśli, oczywiście, w ogóle trafiła tu razem z nim.
Usłyszał jakiś dźwięk i odwrócił się w stronę wejścia, wyczuwając jakieś poruszenie. Miał wielką nadzieję, że to Caitlin.
Zorientował się jednak, że ktoś wyłonił się zza rogu. Spuścił wzrok, widząc, że to nie człowiek. Była to Ruth. Ucieszył się bardzo na jej widok, uradowany, że przetrwała podróż w czasie.
Podeszła do Caleba, merdając ogonem, spoglądając na niego błyszczącymi ślepiami na znak, że go rozpoznała. Kiedy zbliżyła się, Caleb uklęknął i wziął ją na ręce. Uwielbiał ją i był zdumiony, jak bardzo urosła: wyglądała na dwa razy większą i robiła naprawdę duże wrażenie. Jej obecność dodała mu otuchy: może oznaczało to, że Caitlin również tu była.
Nagle Ruth odwróciła się i pobiegła, znikając za rogiem. Caleb był zdumiony jej zachowaniem. Poszedł za nią, chcąc zobaczyć, gdzie pobiegła.
Zorientował się, że wszedł do kolejnej sklepionej krypty, równie jak poprzednia zastawionej sarkofagami. Wystarczył mu rzut okiem, by zauważyć, że wszystkie były już otwarte, i puste.
Ruth pomknęła przed siebie, skomląc i wkrótce opuściła pomieszczenie. Calebowi przyszło na myśl, że może gdzieś go prowadziła, więc popędził za nią.
Pokonawszy kilka kolejnych pomieszczeń, Ruth zatrzymała się wreszcie przy niewielkiej, słabo oświetlonej pojedynczą świecą niszy na końcu korytarza. Wewnątrz znajdował się samotny, marmurowy, misternie wyrzeźbiony sarkofag.
Caleb podszedł do niego powoli, wstrzymał oddech żywiąc nadzieję, próbując wyczuć znajdującą się wewnątrz Caitlin.
Ruth usiadła tuż obok i spojrzała na Caleba. Zaskowyczała rozpaczliwie.
Caleb uklęknął i spróbował zepchnąć kamienną pokrywę. Ta jednak była o wiele cięższa od pozostałych i ledwie drgnęła.
Klęcząc, popchnął mocniej, naparł ze wszystkich sił, aż w końcu płyta zaczęła ustępować. Pchał nieustannie i wkrótce pokrywa całkowicie zeszła.
Na widok leżącej w środku Caitlin, nieruchomej, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma, Caleb poczuł przypływ ulgi. Wkrótce jednak zawładnął nim niepokój. Przyjrzał się jej uważnie. Była bladsza niż kiedykolwiek. Jej policzki pozbawione były jakiegokolwiek koloru, a jej oczy nie zareagowały na światło pochodni. Przyjrzał się jeszcze dokładniej i zauważył, że nie oddychała.
Przerażony tym, odchylił się gwałtownie. Caitlin zdawała się martwa.
Ruth zaskowyczała jeszcze głośniej: teraz już wiedział, dlaczego.
Nachylił się i położył obie dłonie na jej ramionach. Delikatnie nią potrząsnął.
– Caitlin? – powiedział, słysząc zmartwienie w swym głosie. – CAITLIN! – zawołał głośniej i potrząsnął z większą siłą.
Lecz nie odpowiedziała. Kiedy wyobraził sobie, jak wyglądałoby życie bez niej, jego ciało ogarnął paraliż. Wiedział, że z podróżami w czasie wiązało się pewne niebezpieczeństwo, oraz że nie wszystkim wampirom udawało się je przetrwać. Jednakże, nigdy nie brał pod uwagę, że taka podróż rzeczywiście mogła skończyć się śmiercią. Czy popełnił błąd, zachęcając ją do kontynuowania poszukiwań, wypełnienia zadania? Czy nie powinien raczej odpuścić, zadomowić się z nią gdzieś w poprzednim miejscu i stuleciu?
A jeśli wszystko stracił?
Ruth wskoczyła do środka sarkofagu i stanęła na ciele Caitlin. Zaczęła lizać jej twarz. Mijały minuty, a ona wciąż lizała, cicho skowycząc.
Kiedy Caleb nachylił się, by ją zdjąć z Caitlin, zatrzymał się w pół ruchu. Zaszokowany zauważył, że Caitlin zaczęła otwierać jedno oko.
Uszczęśliwiona Ruth zawyła, zeskoczyła z Caitlin i zaczęła biegać dokoła. Caleb nachylił się. Był również zachwycony. Caitlin otworzyła w końcu oczy i zaczęła rozglądać się wokół siebie.
Caleb chwycił pospiesznie jej lodowato zimną dłoń i ogrzał w swoich.
– Caitlin? Słyszysz mnie? To ja, Caleb.
Zaczęła powoli się podnosić. Pomógł jej, nachylając się i podpierając delikatnie jej kark dłonią. Był szczęśliwy, widząc, jak ruszała powiekami, mrużąc oczy. Wiedział, że była zdezorientowana, jakby przebudziła się z bardzo głębokiego snu.
– Caitlin? – spytał ponownie cichym głosem.
Spojrzała na niego z obojętnością. Jej brązowe oczy były piękne, dokładnie takie, jak je zapamiętał. Ale coś było nie w porządku. Zauważył to natychmiast. Nie uśmiechała się, a spod jej mrugających powiek wyzierało spojrzenie kogoś obcego.
– Caitlin? – spytał znowu. Tym razem był już zmartwiony.
Spojrzała wprost na niego, szeroko otwartymi oczyma. On zaś pojął z szokiem, że go nie poznaje.
– Kim jesteś? – zapytała.
Spochmurniał. Czy to możliwe? Czy podróż zatarła jej pamięć? Czy naprawdę o nim zapomniała?
– Caitlin – powiedział zachęcająco – to ja, Caleb.
Uśmiechnął się, mając nadzieję, że dzięki temu Caitlin łatwiej go sobie przypomni.
Ale nie odwzajemniła uśmiechu. Tylko wpatrzyła się w niego pustym wzrokiem, mrugając kilkakrotnie powiekami.
– Przykro mi – powiedziała w końcu. – Ale nie mam pojęcia, kim jesteś.
ROZDZIAŁ DRUGI
Sama obudził ptasi wrzask. Otworzył oczy i zobaczył wysoko nad swoją głową kilkanaście dużych, czarnych ptaków kołujących w powietrzu. Musiało ich być z tuzin. Krążyły coraz niżej i niżej, na pozór wprost nad nim, jakby go obserwowały. Jakby czekały.
Zdał sobie nagle sprawę, że sądziły, iż był martwy i tylko czekały na okazję, by runąć na niego i go zadziobać.
Skoczył na równe nogi, a ptaki odleciały nagle, jakby przerażone, że zmarły zdołał wrócić do życia.
Rozejrzał się, próbując zorientować w swoim położeniu. Był na polu, pośród rozległych wzgórz. Jak daleko okiem sięgnął, widział same wzgórza pokryte trawą i osobliwymi krzewami. Panowała idealna temperatura, a na niebie nie było ani jednej chmury. Krajobraz był malowniczy, pozbawiony jakichkolwiek zabudowań. Wyglądało na to, że trafił w środek kompletnego odludzia.
Starał się zorientować, gdzie był, który to rok i jak trafił w to miejsce. Rozpaczliwie starał się cokolwiek sobie przypomnieć. Co się stało, zanim cofnął się w czasie?
Powoli wszystko do niego wróciło. Był w Notre Dame, w Paryżu, w roku tysiąc siedemset osiemdziesiątym dziewiątym. Odpierał atak Kyle’a, Kendry, Sergeia i ich ludzi, starając się ich powstrzymać, by Caitlin i Caleb zdołali uciec. Tyle przynajmniej mógł zrobić i tyle był winny Caitlin po tym, jak naraził ją na niebezpieczeństwo swoim lekkomyślnym romansem z Kendrą.
Mając przeciw sobie przeważającego go liczebnie przeciwnika, Sam użył swej umiejętności zmiany kształtu i zdołał wprowadzić wystarczający zamęt, by wyrządzić znaczne szkody, unicestwiając wielu żołnierzy Kyle’a i unieszkodliwiając innych oraz uciec razem z Polly.
Polly.
Była z nim przez cały ten czas, dzielnie walczyła i razem z nim, jak to właśnie sobie przypomniał, stanowiła niezgorszą siłę bojową. Umknęli przez strop Notre Dame i zaczęli szukać Caitlin i Caleba. Tak, wszystko powoli sobie przypominał…
Dowiedział się, że jego siostra cofnęła się w czasie. Natychmiast zrozumiał, że również musiał odbyć tę podróż, aby naprawić wyrządzone zło, ponownie odnaleźć Caitlin, przeprosić ją i ochronić przed niebezpieczeństwem. Wiedział, że nie było już jej to potrzebne: była lepszym wojownikiem od niego, no i miała Caleba. Ale była przecież jego siostrą. Chęć otoczenia jej opieką była czymś, czego nie potrafił zignorować.
Polly nalegała, by cofnąć się w czasie razem z nim. Również była zdecydowana, by spotkać się z Caitlin i wytłumaczyć ze wszystkiego. Sam nie protestował, tak więc cofnęli się w czasie razem.
Powtórnie rozejrzał się wokół, wypatrując czegokolwiek na wzgórzach i zastanawiając się.
– Polly? – zawołał niepewnie.
Nic, żadnej odpowiedzi.
Podszedł ku krawędzi wzgórza, mając nadzieję ujrzeć krajobraz w całej okazałości.
– Polly? – zawołał ponownie, tym razem głośniej.
– Wreszcie! – odezwał się czyjś głos.
Sam obejrzał się. Polly pojawiła się, wchodząc po zboczu, na tle linii horyzontu, okrążając wzniesienie. W dłoni niosła truskawki. Właśnie jedną jadła, kiedy odezwała się do niego z pełnymi ustami. – Czekam na ciebie cały ranek! Rety! Naprawdę uwielbiasz spać, prawda!?
Jej widok uszczęśliwił Sama. Widząc ją, uświadomił sobie, jak samotny poczuł się, cofnąwszy się w czasie, i jak szczęśliwy był, mając jakieś towarzystwo. Zdał też sobie sprawę, że coraz bardziej mu się podobała, wbrew niemu samemu. Zwłaszcza po fiasku, jakie spotkało jego związek z Kendrą. Doceniał towarzystwo normalnej dziewczyny, cenił sobie Polly bardziej, niż była tego świadoma. A kiedy zbliżyła się do niego, kiedy słońce rozpromieniło jej jasne, brązowe włosy i niebieskie oczy, jej półprzezroczystą, białą skórę, ponownie zdumiała go jej naturalna uroda.
Miał zamiar odpowiedzieć, ale jak zwykle nie dała mu wtrącić choćby jednego słowa.
– Obudziłam się niecałe dziesięć stóp od ciebie – ciągnęła, podchodząc bliżej i zjadając kolejną truskawkę – i trzęsłam tobą i trzęsłam, ale nie dałeś się obudzić! Więc poszłam sobie i pozbierałam trochę. Z ochotą opuszczę to miejsce, ale pomyślałam, że nie zostawię cię tym ptakom. Musimy odszukać Caitlin. Kto wie, gdzie ona teraz jest? Może właśnie potrzebować naszej pomocy. A ty nic, tylko śpisz! A przecież, jeśli nie cofnęliśmy się w czasie, by ruszyć dalej, to po co, jeśli—
– Proszę! – zawołał Sam i wybuchnął śmiechem. – Nie dajesz mi nic powiedzieć!
Polly stanęła i spojrzała na niego z wyrazem zdziwienia, jakby nie zdawała sobie sprawy, że tyle mówiła.
– No więc – powiedziała – mów!
Sam ponownie spojrzał na nią. Widok jej niebieskich oczu w porannym świetle rozproszył go tak, że kiedy w końcu nadeszła okazja, by przemówić, struchlał i zapomniał, co chciał powiedzieć.
–Uhm… − zaczął.
Polly wyrzuciła ręce w górę.
– Ci chłopacy! – wykrzyknęła. – Nigdy nie chcą, by do nich mówić – a sami nie mają nic do powiedzenia! Cóż, nie mogę tu już więcej czekać! – powiedziała i ruszyła w drogę przez wzgórza, zajadając kolejną truskawkę.
– Zaczekaj! – zawołał Sam i pospieszył za nią. – Gdzie idziesz?
– No, odszukać Caitlin oczywiście!
– Wiesz, gdzie jest? – zapytał.
– Nie – odparła. – Lecz wiem, gdzie jej nie ma – czyli tu, na tym polu! Musimy stąd iść. Znaleźć najbliższe miasto lub jakieś zabudowania, czy cokolwiek, i zorientować się, w którym roku wylądowaliśmy. Musimy od czegoś zacząć! A tutaj niczego się nie dowiemy!
– Cóż, nie sądzisz, że mnie również zależy na znalezieniu siostry? – zawołał zdesperowany.
W końcu przystanęła i odwróciła się do niego twarzą.
– Znaczy, nie zależy ci na towarzystwie? – spytał, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, jak bardzo chciał szukać Caitlin razem z nią. – Nie chcesz szukać razem ze mną?
Polly spojrzała na niego swymi wielkimi, niebieskimi oczyma, jakby go oceniając. Poczuł się, jakby go osądzano. Widział, że nie była do końca pewna. Nie mógł zrozumieć, dlaczego.
– Nie wiem – powiedziała w końcu. – Znaczy, poradziłeś sobie całkiem nieźle tam w Paryżu – muszę to przyznać. Ale…
Zawahała się.
– O co chodzi? – spytał w końcu.
Polly odchrząknęła.
– Cóż, jeśli musisz wiedzieć, ostatni – uhm – chłopak – z którym spędziłam trochę czasu – Sergei – okazał się kłamcą i oszustem, który okpił mnie i okłamał. Byłam zbyt głupia, by to zauważyć. Nie mam jednak zamiaru ponownie pakować się w coś podobnego. I nie jestem gotowa zaufać jakiemukolwiek przedstawicielowi płci męskiej – nawet tobie. Nie mam po prostu ochoty na towarzystwo jakichkolwiek chłopców. Nie mówię, że niby ty i ja – że niby jesteśmy – że niby myślę o tobie w ten sposób – jak o kimś bliższym, niż przyjaciel – niż znajomy—
Zaczęła się plątać. Sam zauważył, że zdenerwowała się bardzo i nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
– Chodzi o to, że mimo wszystko mam dość chłopców. Bez urazy.
Sam uśmiechnął się szeroko. Uwielbiał jej szczerość, jej ikrę.
– Bez urazy – odparł. – Prawdę powiedziawszy – dodał – mam dość dziewcząt.
Polly rozwarła oczy szeroko ze zdziwienia; najwyraźniej nie spodziewała się takiej odpowiedzi.
– Ale wydaje mi się, że będziemy mieli większe szanse na znalezienie siostry, jeśli będziemy szukać razem. Znaczy, po prostu – odchrząknął – wiem o tym z doświadczenia.
Tym razem to Polly uśmiechnęła się.
– Z doświadczenia – powtórzyła.
Sam podniósł dłoń w oficjalnym geście.
– Przyrzekam, będziemy tylko przyjaciółmi. Nikim więcej – powiedział. – Zrezygnowałem z dziewczyn na zawsze. Bez względu na wszystko.
– Ja wyrzekłam się facetów. Bez względu na wszystko – powiedziała, nadal przyglądając się jego dłoni, którą wymachiwał niepewnie w powietrzu.
Wyciągnął dłoń i czekał cierpliwie.
– Tylko przyjaźń? – spytała. – Nic poza tym?
– Tylko przyjaźń – powiedział Sam.
W końcu wyciągnęła swoją dłoń i uścisnęła go na zgodę.
A kiedy to zrobiła, Sam nie mógł nie zauważyć, że przytrzymała jego dłoń odrobinę za długo.