Kitobni o'qish: «Moralność pani Dulskiej»
OSOBY:
PANI DULSKA
PAN DULSKI
ZBYSZKO DULSKI
HESIA, MELA DULSKIE
JULIASIEWICZOWA Z DULSKICH
LOKATORKA
HANKA
TADRACHOWA
Rzecz dzieje się w mieście.
AKT I
Scena przedstawia salon w burżuazyjnym domu. – Dywany – meble solidne – na ścianach w złoconych ramach premia i Bóg wie jakie obrazy. – Rogi obfitości – sztuczne palmy – landszaft haftowany za szkłem. – Pomiędzy tym stara, piękna serwantka mahoniowa i empirowy ekranik. – Lampa z abażurem z bibuły – stoliki, a na nich fotografie. – Rolety pospuszczane – na scenie ciemno. – Gdy zasłona się podnosi, zegar w jadalni bije godzinę szóstą. – W czasie pierwszych scen powoli rozwidnia się – wreszcie rozwidnia się zupełnie, gdy story podniosą.
SCENA I
Chwilę scena pozostaje pusta. Słychać za kulisami szłapanie pantofli. Z lewej (sypialnia małżeńska) wchodzi Dulska w stroju niedbałym. Papiloty – z tyłu cienki kosmyk – kaftanik biały wątpliwej czystości – halka włóczkowa krótka, poddarta na brzuchu. Idzie, mrucząc – świeca w ręku. Stawia świecę na stole – idzie do kuchni.
DULSKA
Kucharka! Hanka! wstawać!…
Mruczenie w kuchni.
Co? jeszcze czas? Księżniczki! Nie z waszym nosem, a już wstałam… Cicho kucharka – nie rezonować. Palić pod kuchnią. Hanka! chodź palić w piecu w salonie. A żywo!…
idzie ku drzwiom na prawo
Heśka! Mela! wstawać! lekcje przepowiedzieć – gamy do grania… prędzej… nie gnić w łóżkach!…
Chwilę chodzi po scenie, mrucząc. Idzie do pierwszych drzwi na prawo – zagląda – łamie ręce, wchodzi do pokoju ze świecą.
SCENA II
Dulska – Hanka
Hanka bosa – spódnica ledwo zawiązana, koszula, kaftanik narzucony – niesie smolaki i trochę węgli. Przykuca przy piecu – rozpala – podciąga nosem – wzdycha. Wchodzi Dulska zła.
DULSKA
Jak palisz? jak palisz? skaranie Boże z tym tłomokiem. Do krów, do krów, nie do pańskich pieców. Czego niszczysz tyle smolaków! Czekaj, ustąp się, ty do niczego – ja ci pokażę.
przykuca sama i pali w piecu
Ruszaj zbudzić panienki, a jak nie zechcą wstać, to pościągaj kołdry.
Hanka idzie do pokoju dziewcząt, Dulska pali w piecu i dmucha, jaskrawy płomień oświetla jej twarz tłustą i nalaną – wraca Hanka.
Cóż panny? wstają?
HANKA
Pościągałam kołdry. Panna Hesia kopnęła mnie w brzucho.
DULSKA
Wielka afera – zgoi się do wesela.
Chwila milczenia.
HANKA
Proszę wielmożnej pani…
DULSKA
Widzisz, jak się w piecu pali?
HANKA h
Proszę wielmożnej pani…
DULSKA
Ja o wszystkim myśleć muszę. Niedługo przez was to zejdę do grobu.
HANKA
całuje ją w rękę
Proszę wielmożnej pani! Ja chciałam prosić, że ja już od pierwszego pójdę sobie.
DULSKA
Co? jak?
HANKA
ciszej
Pójdę sobie.
DULSKA
Ani mi się waż. Ja za ciebie zapłaciłam w kantorze. Musisz dalej służyć. A to mi się podoba!
HANKA
Ja dam na swoje miejsce.
DULSKA
Patrzcie ją! jak się odgryzła. Już jej się w głowie przewróciło. O! już miasto na nią działa… Może na pannę służącą się śpieszy? co?
HANKA
Proszę wielmożnej pani, to… przez panicza.
DULSKA
A…
HANKA
Tak… ja nie chcę – bo to…
DULSKA
Znowu?
HANKA
Ciągle – a to to – a to tak… a ja przecież…
DULSKA
nie patrząc na nią
No – dobrze. Ja mu powiem.
HANKA
Proszę wielmożnej pani – to na nic. Przecież wielmożna pani już nie raz, nie dwa mówiła, że mówiła…
DULSKA
No – ale teraz to pomoże.
HANKA
Bo ksiądz mówił żeby odejść.
DULSKA
Czy ty u księdza służysz, czy u mnie?
HANKA
Ale ja księdza muszę słuchać.
DULSKA
Idź po mleko i po bułki.
HANKA
Idę, proszę wielmożnej pani
wychodzi
DULSKA
idzie ku drzwiom sypialni małżeńskiej
Felicjanie! Felicjanie! wstawaj!… spóźnisz się do biura…
idzie do drzwi sypialni córek
Hesia! Mela! spóźnicie się na pensję…
GŁOS HESI
Mamuńciu, tak zimno! troszkę ciepłej wody…
DULSKA
Jeszcze czego? Hartujcie się… Felicjan! wstajesz? Wiesz? ten błazen, twój syn, nie wrócił jeszcze do domu! Co? nic nie mówisz? naturalnie. Ojciec toleruje. Niedaleko padło jabłko od jabłoni. Ale jak będą dłużki małe – nie zapłacę.
HANKA
uchyla drzwi od kuchni
Proszę wielmożnej pani – stróż przyszedł o meldunki tych państwa, co się sprowadzili.
DULSKA
Idę! Hesia! Mela! Felicjan! a to śpiąca familia. No! no! z torbami poszlibyśmy, żeby nie ja…
wchodząc do kuchni
Dlaczego stróż zostawia na dziedzińcu nową miotłę? Deszcz leje…
Zamyka drzwi. Głos ginie.
SCENA III
Hesia – Mela
Hesia, Mela wybiegają ze swego pokoju – krótkie spódniczki jednakowe – barchanowe kaftaniki – włosy rozpuszczone – biegną do pieca – przykucają przed drzwiczkami.
HESIA
Chodź! chodź!
MELA
Nie ma jej?
HESIA
Nie ma – słyszysz przecież, jak myje głowę stróżowi. Ha! jak miło ogrzać się trochę.
MELA
No! nie pchaj się – ja także…
HESIA
Czekaj… poprawię. A teraz daj grzebień, to cię uczeszę.
MELA
Daj spokój! Jak zobaczy, będzie krzyk.
HESIA
Niech krzyczy. Ja się nie boję.
MELA
Ale ja się boję. To tak nieprzyjemnie, jak kto głośno krzyczy.
HESIA
Bo ty jesteś sentymentalna. Ty się wdałaś w ojca. Lelum polelum…
MELA
Skąd ty wiesz, jaki jest ojciec? przecież ojciec nic nie mówi.
HESIA
E! już ja wiem. Zresztą masz jego nos.
MELA
To dziwne.
HESIA
czesze ją
Co?
MELA
Niby że dziecko podobne do ojca albo do matki. Jak to się dzieje?
HESIA
A ja wiem! a ja wiem…
MELA
nieśmiało
Wiesz?… powiedz…
HESIA
Nie ma głupich – nie powiem – ale wiem.
MELA
Kto ci powiedział?
HESIA
Kucharka.
MELA
O! kiedy?
HESIA
Wczoraj – jak mama poszła do teatru, a nas nie wzięła, bo to niemoralna sztuka. Poszłam do kuchni i tam Anna mi powiedziała! och! Melu!… och, Melu!…
tarza się po dywanie, śmiejąc się
MELA
Hesia! Ja myślę, że to grzech.
HESIA
Co?
MELA
Mówić z kucharką o takich rzeczach.
HESIA
Kiedy to prawda. Tak jest naprawdę.
MELA
Gdyby to mama wiedziała.
HESIA
No to co? Krzyczałaby – ona wiecznie krzyczy.
MELA
po chwili
A mnie nie powiesz?
HESIA
Nie. Nie chcę cię brać na swe sumienie. Nie gorsz malutkich!…
Chwilę milczą. Hesia wstaje i na palcach idzie do sypialni Zbyszka – zagląda i wraca do pieca – wpół drogi spotyka ją Mela – siadają: Hesia na fotelu, a Mela zaplata jej włosy w warkocze.
No! zrób teraz ze mnie dziewczę z czarną kosą spod wiejskiej strzechy…
MELA
To nie kręć się.
HESIA
Wiesz! Zbyszko znów poszedł na lumpkę.
MELA
Nie ma go?
HESIA
Nie ma. Coś bym ci powiedziała, ale przysięgnij się, że nikomu nie powiesz… nachyl się… Zbyszko lata za Hanką.
MELA
Po co?…
HESIA
E… bo ty… co z tobą gadać!… no, powiedz sama, czy można z tobą gadać?
MELA
No, bo mówisz, że lata.
HESIA
No – lata – czy zaczepia – czy kocha się – czy jak…
MELA
Och, Hesiu! Zbyszko?
HESIA
No co? nie byłaś na Halce? nie wiesz, jak to się dzieje? Panicz, no i nieszczęsna Halka gwałtem tu idzie…
śmieje się serdecznie
MELA
Ale to na scenie… potem1, to było wtedy, jak takie kontusze nosili – ale Zbyszko… och, Hesiu!…
Wchodzi Hanka – klęka przy piecu.
HESIA
O, Hanka!… ja się jej zapytam. Zobaczysz, czy ja kłamię.
MELA
ze strachem
Hesiu! nie pytaj się – ja… proszę!…
HESIA
Dlaczego? to swoja rzecz… zresztą mama nie słyszy.
MELA
Hesiu!… mnie czegoś przed Hanką wstyd.
Milczenie.
HESIA
cicho
No, to się nie będę pytać, ale ja widziałam wczoraj, jak on ją tu a tu szczypał.
MELA
A mówisz, że się w niej kocha.
HESIA
No… no właśnie.
MELA
Przecież gdyby się w niej kochał, to by ją nie szczypał.
HESIA
Wiesz co? ciebie pod klosz… no! no!
MELA
Za co, Hesiu, pod klosz.
HESIA
Za twoją głupotę!
Chwila. Nagle.
Ach! chciałabym wiedzieć, gdzie ten Zbyszko tak nocami chodzi?
MELA
naiwnie
Może do parku na spacer – teraz tak ładnie…
HESIA
Głupia jesteś…
nagle do Hanki
Hanka! nie wiesz ty, gdzie tak panowie po nocach chodzą?
HANKA
Skądże ja?…
HESIA
No – tak, jak pan Zbyszko… do rana prawie co dzień.
HANKA
A no musi gdzieści…
HESIA
Pytałam się go – mówił: na lumpkę – a kucharka śmiała się także i mówiła, że to do nocnych kawiarni. Ach, Boże! kiedy ja się już naprawdę czegoś porządnie dowiem! kiedy ja już będę duża! kiedy nie będzie przede mną tajemnic.
MELA
A ja tak wolę.
HESIA
Co?
MELA
Nie wiedzieć o niczym. To tak jakoś miło. Ja wolę nic nie wiedzieć.
HESIA
Tuman!…
SCENA IV
Też same – Dulska
Przez scenę jak huragan przelatuje Dulska.
DULSKA
Czego wy tu? co to? ubierać się… Hanka sprzątać… Mela gamy!… Felicjanie!…
wpada do sypialni małżeńskiej
HESIA
do Meli
Zostań jeszcze – już wicher przeleciał. Felicjanie!
MELA
Hesiu!…
HESIA
Co? rodzicielka! e!… przesądy.
MELA
zgorszona
Hesiu! patrz, Hanka się śmieje.
HESIA
No to co? Niech się śmieje? Cóż to ja nie mam własnego sądu?
do Hanki
Czego się śmiejesz, idiotko? – sprzątaj! Albo czekaj. Byłaś kiedy w nocnej kawiarni?
HANKA
Hi! hi! panienka też. Ja nawet nie wiem, gdzie to jest.
HESIA
Boś głupia. Kucharka była, jak była młoda. Mówi, że tam panowie siedzą, piją likiery i że tam bardzo wesoło. Kucharka mówiła, że tam są młode, ładne panny i że…
MELA
Cicho, Hesia! Jeszcze mama usłyszy.
Hanka wychodzi.
HESIA
Idź! idź! to nie dlatego, że mama, tylko że ty nie chcesz, żeby ci się w głowie rozświetliło.
MELA
Mówiłam ci – wolę nie wiedzieć.
HESIA
Przed chwilą się sama pytałaś.
MELA
O co?
HESIA
O te… dzieci…
MELA
To co innego.
HESIA
Dlaczego?
MELA
Bo tamto o dzieciach to ciekawe, a to… brzydkie.
HESIA
Wcale nie – to jeszcze ciekawsze.
MELA
Może być – ale mnie to zaraz potem smutno.
HESIA
O!… idzie lump!…
SCENA V
Hesia – Mela – Zbyszko
Zbyszko – kołnierz podniesiony, twarz zmięta, zmarznięty, skrzywiony. Młode to, a już niemożliwe, choć chwilami coś w głębi źrenic się przewija.
HESIA
Gdzie byłeś? gdzie byłeś?
ZBYSZKO
odsuwa ją laską
Poszła!…
HESIA
Gdzie byłeś? lumpowałeś się? mój złoty, powiedz… powiedz… ja nic nie powiem mamie.
ZBYSZKO
Poszła…
HESIA
Ładnie się wyrażasz… Nie powiesz – a ja wiem. W nocnej kawiarni byłeś – likiery piłeś – ładne panny były… tak ładnie śmierdzisz cygarami… u, u!… jak ja to lubię…
ZBYSZKO
Mówię ci… poszła!
MELA
Hesiu! daj spokój!
HESIA
Tak? to tak ze mną? poczekaj! ja też dorosnę – ja też pójdę na lumpę – ja też będę chodziła po kawiarniach i będę pić likiery… po nocnych kawiarniach, jak ty – jak ty!
skacze przed nim na jednej nodze
ZBYSZKO
Ładna edukacja!… ślicznie się zapowiadasz…
HESIA
A teraz, żeby cię nauczyć grzeczności w kole rodzinnym…
woła
Mamciu! Mamciu!… Zbyszko powrócił…
ZBYSZKO
Cicho bądź!
DULSKA
wpada jak bomba
Jesteś?
ZBYSZKO
Jestem i znikam. Idę się przespać przed biurem.
DULSKA
Nie! – zostaniesz tu. Mam z tobą do pomówienia.
ZBYSZKO
A!… lecę z nóg.
DULSKA
surowo
Wierzę!…
do dziewcząt
Proszę iść się ubrać. Mela do gam.
MELA
Już nie ma czasu.
DULSKA
Pięciopalcówki – na to starczy. Hesia znów podarła kalosze.
ZBYSZKO
Nie ma tu gdzie czarnej kawy?
DULSKA
Nie ma, mój panie! Hesia nic nie szanuje. Nigdy z ciebie nie będzie kobieta jak należy.
Dziewczęta wybiegają.
ZBYSZKO
Nie ma czarnej kawy w tym zakładzie?
DULSKA
Gdzie byłeś?
ZBYSZKO
He?
DULSKA
Gdzie byłeś do tej pory?
ZBYSZKO
Gdybym mamci powiedział, to by mamcia tak skakała.
DULSKA
O!…
ZBYSZKO
Najlepiej więc nie pytać.
DULSKA
Jestem matką.
ZBYSZKO
Właśnie dlatego.
DULSKA
Muszę wiedzieć, na czym trawisz czas i zdrowie.
ZBYSZKO
Widzi mamcia, co mam pod nosem? Wąsy a nie mleko – a więc…
DULSKA
łamiąc ręce
Jak ty wyglądasz!
ZBYSZKO
E!
DULSKA
Jesteś zielony.
ZBYSZKO
To modny kolor. Mamcia kazała także balkony i okna pomalować na zielono.
DULSKA
Która panna cię weźmie, jak będziesz tak wyglądał.
ZBYSZKO
Jeszcze gorszych biorą. Nie ma czarnej kawy w tym zakładzie?
DULSKA
Wyrażaj się inaczej. Ciągle myślisz, że jesteś w towarzystwie kokocic.
ZBYSZKO
Takie dobre towarzystwo, jak i inne. A potem co mamcia wydziwia na kokotki2. Niby to i u nas nie ma kokot w kamienicy. Sama mamcia wynajmowała tej z pierwszego piętra.
DULSKA
z godnością
Ale się jej nie kłaniam.
ZBYSZKO
Ale pieniążki za czynsz mamcia bierze od niej, że aż ha…
DULSKA
Przepraszam, to ja takich pieniędzy dla siebie nie biorę.
ZBYSZKO
A co mamcia z nimi robi?
DULSKA
majestatycznie
Podatki nimi płacę.
ZBYSZKO
Ha… no… A ja idę spać.
DULSKA
Czy ty się przestaniesz lampartować?
ZBYSZKO
Jamais!3
DULSKA
Ja długów płacić nie będę.
ZBYSZKO
E! to już o tym później.
DULSKA
Zbyszko! Zbyszko! na tom cię mlekiem swym karmiła, żebyś nasze uczciwe i szanowane nazwisko po kawiarniach i spelunkach włóczył.
ZBYSZKO
Było mnie chować mączką Nestle’a – podobno doskonała.
Dulska siada przy stole, zgnębiona. Zbyszko podchodzi, siada na stole i mówi do niej poufale.
No… nie martwiuchny się, pani Dulska. Ale co mamcia chce, żebym ja tu z wami w domu robił? Nikt nie bywa… żyjemy jak ostatnie sobki.
DULSKA
Ciężkie czasy – nie ma na przyjęcia.
ZBYSZKO
E! człowiek jest zwierzęciem towarzyskim. Musi od czasu do czasu myśl wymienić. O! widzi mamcia, myśl – to wielkie słowo. Choć ono się stąd gna, to przecież tu i ówdzie się jeszcze kręci…
DULSKA
Ja tam nie mam czasu myśleć…
ZBYSZKO
Właśnie, właśnie. Więc też ja myk z domu, bo w domu właściwie cmentarz. A czego? Myśli – swobodnej, szerokiej myśli.
DULSKA
A więc do kawiarni, do…
ZBYSZKO
Tak – tak! do… Co mamcia może wiedzieć, którymi to drogami chadza ludzka myśl, nawet takiego jak ja kołtuna.
DULSKA
Jesteś głupi. Ty i twój ojciec – to jedna dusza. On co dzień w cukierni, a ty – Bóg wie gdzie…