bepul

Aptekarzowa

Matn
O`qilgan deb belgilash
Shrift:Aa dan kamroqАа dan ortiq

– A jeśli się obudzi, to co?

– Śpi tak słodko… śni mu się pani… Za zdrowie pani!

– A przy tym – mówi doktór, któremu odbija się po wodzie selcerskiej – mężowie – to taka nudna rzecz, że dobrze by zrobili, gdyby ciągle spali. Ech, gdyby tak do tej wody trochę winka czerwonego!

– Czego się panu jeszcze zechciało! – śmieje się aptekarzowa.

– Cudownie by było! Szkoda, że w aptekach nie sprzedają spirytualiów! Zresztą… przecież musicie sprzedawać wino, jako lekarstwo. Czy macie vinum gallicum rubrum?

– Mamy.

– Doskonale! Niech go nam pani da!

– Jaką ilość?

– Quantum satis… Najpierw niech nam pani da do wody po uncji, a potem zobaczymy. Co Obtiosow? Z początku z wodą, a potem już per se

Doktór i Obtiosow siadają przy ladzie, zdejmują czapki i zaczynają pić czerwone wino.

– A wino, trzeba wyznać, arcypaskudne. Vinum marnissimum! Zresztą, w obecności… e-e-e… wydaje się nektarem… Pani jest czarująca! Całuję w myśli rączki pani.

– Dużo bym dał za to, by móc to zrobić nie tylko w myśli – mówi Obtiosow. – Słowo honoru! oddałbym życie!

– Dajmy temu spokój… – mówi aptekarzowa, rumieniąc się i przybierając minę serio.

– Jaka jednak z pani kokietka! – śmieje się cicho doktór, patrząc na nią spode łba, z szelmowskim wyrazem twarzy. – Oczęta wciąż strzelają! Pif! Paf! Winszuję: zwyciężyła pani! Jesteśmy pokonani!

Aptekarzowa patrzy na ich rumiane twarze, słucha ich paplania i wkrótce sama się ożywia. Tak jej teraz wesoło! Rozmawia, śmieje się kokietuje i nawet po długich naleganiach wypija ze dwie uncje czerwonego wina.

– Mogliby panowie oficerowie z obozu częściej przychodzić do miasta – mówi. – Tu tak strasznie nudno! Umieram po prostu…

– Rozumie się – oburza się doktór. – Taki specjał… cud natury – i na pustkowiu. Jednak już nam czas. Bardzo nam było przyjemnie poznać panią… bardzo! Wiele jesteśmy winni?