bepul

Aptekarzowa

Matn
O`qilgan deb belgilash
Shrift:Aa dan kamroqАа dan ortiq

– Pachnie apteką… – mówi cienki. – Rzeczywiście apteka! Ach, pamiętam… Byłem tu w zeszłym tygodniu, kupiłem oleju rycynowego. Jest tu aptekarz z kwaśną miną i oślą szczęką. To ci, bracie, szczęka! Taką właśnie Samson poraził Filistynów.

– Tak… – mówi tłusty basem. – Śpi farmacja! I aptekarzowa śpi. Wiesz, Obtiosow, tu jest przystojna aptekarzowa.

– Widziałem. Bardzo mi się podobała… Powiedzcie, doktorze, czy ona jest w stanie kochać tę oślą szczękę?

– Nie, chyba nie kocha – wzdycha doktór, takim tonem, jakby żal mu było aptekarza. – Śpi sobie teraz za okienkiem. Co, Obtiosow? Leży z rozrzuconymi od gorąca ramionami… usteczka półotwarte… i nóżka zwisa z łóżka. Aptekarz, cymbał, nie zna się prawdopodobnie na tych skarbach. Dla niego, być może, kobieta czy butla z karbolem – to wszystko jedno!

– Wiecie co, doktorze? – mówi oficer, zatrzymując się. – Zajdźmy do apteki i kupmy coś. Może aptekarzową zobaczymy.

– Też pomysł – w nocy!

– A co? Wszak oni i w nocy obowiązani są sprzedawać.

– Niech będzie…

Aptekarzowa, schowana za firanką, słyszy głośny dzwonek. Obejrzawszy się na męża, który wciąż chrapie i uśmiecha się, kobieta narzuca na siebie lekkie poranne ubranie, kładzie na bose nogi pantofle i biegnie do apteki.

Za szklanymi drzwiami widać dwie postacie… Aptekarzowa wykręca lampę, śpieszy ku drzwiom i otwiera: już jej nie jest nudno i nie jest zła, nawet i nie chce się jej już płakać; tylko mocno bije serce. Wchodzi grubas doktór i cienki Obtiosow. Teraz można im się przyjrzeć. Brzuchaty, ociężały doktór ma śniadą cerę i brodę. Przy każdym ruchu trzeszczy na nim kitel i występuje pot. Oficer zaś jest rumiany, bez wąsów, ma w sobie coś kobiecego i jest giętki, jak szpicruta angielska.