bepul

Zmierzch

Matn
O`qilgan deb belgilash
Shrift:Aa dan kamroqАа dan ortiq

W nizinie zsiada się już mrok gęsty i pociąga chłód na wskróś40 przejmujący człowieka. Pomroka idzie niewidzialnymi falami, pełznie po zboczach wzgórz, wciągając w siebie jałowe barwy ściernisk, wykrotów41, osypisk, głazów.

Na spotkanie fal mroku wstają z bagien inne, białawe, przejrzyste, ledwo, ledwo widzialne, czołgają się smugami, kłębami okręcają się dokoła zarośli, dygocą i miętoszą ponad wód powierzchnią. Zimny powiew wilgoci mięsi42 je, tłucze po dnie doliny, rozciąga na płask, jak postaw zgrzebnego płótna.

– Mgła idzie… – szepce Walkowa. Jest to ta chwila zmierzchu, kiedy wszystkie kształty widoczne zdają się rozsypywać w proch i nicość, kiedy rozlewa się nad powierzchnią gruntu szara próżnia, zagląda w oczy i uciska serce jakąś nieznaną zgryzotą. Walkową strach ogarnia. Włosy jeżą jej się na głowie i mrowie przechodzi po skórze. Mgły idą, jak żywe ciała, podpełzają do niej chyłkiem, zabiegają z tyłu, cofają się, czają i znowu ławą suną coraz natarczywiej. Kładą na niej wreszcie wilgotne swe ręce, wsiąkają w ciało aż do kości, drapią w gardzieli i łechcą w piersiach. Wtedy przypomina jej się jej dziecko. Od południa go nie widziała: śpi samo jedno w zamkniętej izbie, w kolebce lipowej zawieszonej u stragarza43 na brzozowych wiciach. Płacze tam pewno, zachłysta się44, łka… Matka słyszy ten płacz przedziwny, żałosny jak pisk kani45 na pustkowiu. Rozlega się on w jej uszach, nęka jakieś jedno miejsce w mózgu i drażni w sercu. Przez cały dzień nie myślała o nim, bo twarda robota rozprasza wszelkie myśli, unicestwia je prawie i mąci, ale teraz strach wieczorny zniewala ją do skupienia się, zaczepiania myślami o tę kruszynę…

– Walek – mówi trwożliwie, gdy chłop taczki przyciągnął – polecę do chałupy, naskrobię ziemniaków?…

Gibała nie odpowiada, jakby nie dosłyszał, zabiera taczki i rusza, przysiadając jak wór żyta na wadze dziesiętnej. Gdy powrócił, kobieta błagała znowu:

– Waluś, polecę?

– Ej… – mruknął od niechcenia.

Zna ona jego gniew, wie, jak on umie chwycić pod żebro, zebrać w garść skórę, trząsnąć raz, drugi, a potem cisnąć człowiekiem jak kamieniem między szuwary. Wie, jak on potrafi zedrzeć jej szmatkę z głowy, omotać sobie pięść włosami i przewlec struchlałą kobietę kawał drogi, albo w zapamiętałości wyrwać z błota rydel46 i ciąć przez łeb bez namysłu – zabije czy nie zabije.

Ale nad bojaźnią kary góruje niecierpliwa troska, podniecająca aż do bólu. Chwilami baba zamierza uciec: tylko się na bałyku47 zsunąć w wąwozik, skoczyć przez strugę, a potem po roli, po zagonach, na przełaj. Schylając się i napełniając taczki, leci myślami, skacze jak łasica, wyczuwa już prawie ból, gdy boso biec będzie po ścierniach48, zarosłych drobną tarniną i jeżynami… Te ostre kolki kłują nie tylko jej nogi, ale przebijają serce. Dopada chaty, odmyka zasuwę drewnianym kluczem, bije jej na twarz ciepło i zaduch izby – spina się49 do kolebki… Zabije ją Walek, gdy przyjdzie do chaty, skatuje – a to i cóż, to tam już potem…

Skoro jednak Walek wynurzy się ze mgły, ogarnia ją lęk jego pięści. Znowu się modli pokornie, aczkolwiek wie, że jej ten zbój nie puści.

40wskróś – dziś popr.: wskroś. [przypis edytorski]
41wykrot – dziura w ziemi po wyrwanym z korzeniami drzewie. [przypis edytorski]
42mięsić (daw.) – miesić, mieszać gniotąc, np. ciasto. [przypis edytorski]
43stragarz (przest., reg.) – sosrąb, gruba belka stropowa biegnąca środkiem wzdłuż całego pułapu i podtrzymująca go. [przypis edytorski]
44zachłysta się – dziś: zachłystuje się. [przypis edytorski]
45kania – tu: duży ptak drapieżny z rodziny jastrzębiowatych. [przypis edytorski]
46rydel – rodzaj wąskiej łopaty o zaokrąglonym ostrzu. [przypis edytorski]
47na bałyku (reg.) – na czworakach, raczkując. [przypis edytorski]
48ścierń – krótkie źdźbła pozostałe na polu po ścięciu zboża; por. ściernisko. [przypis edytorski]
49spina się – tu przestarz.: wspina się. [przypis edytorski]